Historia Aleksandry

Historia Aleksandry
Na imię mam Aleksandra. Na raka odbytnicy zachorowałam mając 29 lat.
Przed diagnozą schudłam około 5 kg, ale założyłam, że jest to efekt odstawienia białego pieczywa, które ponoć jest niezdrowe. Pierwszym oczywistym znakiem, że dzieje się coś złego, było pojawienie się krwi w stolcu. To był maj 2024 roku. Ponieważ krew przy wypróżnianiu pojawiała się w trakcie miesiączki, nie byłam początkowo pewna, skąd pochodzi. Z czasem pojawiło się też uczucie parcia i bólu przy siedzeniu. Cały czas myślałam, że jest to związane z okresem lub hemoroidami.
Gdy pewnego dnia „puściło” się ze mnie dużo krwi, udałam się na SOR – to był mój pierwszy kontakt z lekarzem związany z objawami, które obserwowałam. Skierowano mnie do chirurga, gdzie wykonano mi badanie per retum, które nic nie wykazało. Stwierdzono, że przyczyną obfitego krwawienia był hemoroid, który się opróżnił, przez co w chwili badania był niewyczuwalny. Zalecono mi przyjmowanie czopków i maści doodbytniczej. Stosowałam je przez 3 miesiące, ale nie widziałam żadnej poprawy. Poprosiłam więc lekarza POZ o wystawienie skierowania na gastro – i kolonoskopię. Podczas badania kolonoskopowego okazało się, że guz znajduje się zaledwie 5 cm od zwieraczy i jest wyczuwalny palcem. Tego dnia dowiedziałam się, że prawdopodobieństwo, że jest to zmiana nowotworowa wynosi aż 90 proc.
Diagnoza została mi rzucona wręcz w twarz. Po kolonoskopii, gdy jeszcze byłam pod lekkim wpływem leków znieczulających, przyszła do mnie młoda lekarka i powiedziała mi, że muszę zostać kolejny dzień w szpitalu, że „coś tam” wyszło w badaniu, ale że mam być spokojna. Natomiast ordynatorka, która przyszła 2. godziny później na obchód rzuciła bezceremonialnie, że „moje życie wywróciło się do góry nogami”. Od razu jej odparłam „ale chyba wróci na miejsce” jeszcze nie wiedząc, co w ogóle znaczy to, że świat mi się wywraca. Wtedy usłyszałam, że chyba nie wróci na miejsce i że na 90 proc. mam nowotwór złośliwy. Natychmiast pomyślałam, że to chyba znaczy, że umrę. Dostałam lekkiej histerii i przysłano do mnie psycholożkę. Poskarżyłam się jej na sposób przekazywania informacji. Od tego czasu ordynatorka była sympatyczniejsza.
Przez 6 dni pobytu w szpitalu nie ustalono planu leczenia – miało to nastąpić dopiero po tym, jak będą znane wyniki badań histopatologicznych. Pamiętam natomiast, że przyszła do mnie onkolożka, jednak w czasie rozmowy ze mną odebrała telefon i mówiła, że nie jest zajęta i że zaraz gdzieś się pojawi. To sprawiło, że poczułam się zlekceważona i niezaopiekowana.
Po otrzymaniu wyników badania histopatologicznego, zajęłam się najpierw zabezpieczeniem płodności – skorzystałam z rządowego programu oncofertility, niestety z mieszanym skutkiem. Udało mi się zamrozić 7 komórek jajowych, a zdaniem lekarza na jedną ciąże potrzeba dwa razy tyle. Trzymam się więc myśli, że wystarczy mi jedna dobra komórka jajowa. Zabezpieczenie płodności trwało około 5. tygodni, po tym czasie od razu rozpoczęłam leczenie, ale już w innej placówce.
Zdecydowałam się zmienić ośrodek, w którym się leczyłam bo ten, w którym byłam diagnozowana, pomimo że jest to centrum onkologii, działał dość chaotycznie – nie zostałam zaproszona na konsylium, a przepływ informacji był niezadowalający.
W nowym ośrodku od razu umówiono mi wizytę u radioterapeuty i podano termin konsylium, w którym mogłam wziąć udział razem z siostrą. Zaplanowano przedoperacyjną 6-tygodniową codzienną radiochemioterapię celem zmniejszenia guza i ratowania moich zwieraczy. Poinformowano mnie, że istnieje 50 proc. ryzyko konieczności wyłonienia stomii.
Przygnębiające było to, że byłam najmłodszą osobą czekająca na radioterapię. Z jednej strony dlatego, że nie było kogoś w podobnym wieku, z kim mogłabym się podzielić tym, przez co przechodzę, a z drugiej strony dlatego, że znaczna część starszych ode mnie pacjentów często komentowała mój wiek i to, że jako „ta młodsza” lepiej się czuję, lepiej znoszę leczenie, itp. Wkurzało mnie to, bo były to osoby mające już dzieci i wnuki, a ja przez radioterapię stałam się bezpłodna.
Chemię przyjmowałam 2 razy dziennie przez 6 tygodni w tabletkach. Źle ją znosiłam, nie mogłam jeść, niby byłam głodna, ale nie miałam apetytu. Miałam suchą śluzówkę, dłonie i stopy, a paznokcie się łamały.
Miesiąc po zakończeniu radiochemioterapii wykonano mi badania obrazowe i kolejny miesiąc później przeprowadzono operację usunięcia nowotworu. Niestety, leczenie nie spowodowało znacznego zmniejszenia guza – chirurżka gimnastykowała się nade mną ponad 8 godzin.
W trakcie operacji wyłoniona została ileostomia (stomią na jelicie cienkim) – prognozy są takie, że jest ona czasowa, jeżeli będzie się dało, ma zostać zamknięta jesienią, po tym jak skończę kolejną chemioterapię. Po operacji do badania histopatologicznego zostało wysłanych 14 węzłów chłonnych. Okazało się, że w 6. obecne były komórki nowotworowe. Onkolog zdecydował o radykalnym leczeniu i podaniu mi 12. cykli chemioterapii we wlewach dożylnych. Obecnie jestem na półmetku – dostałam 6 cykli.
W trakcie leczenia przedoperacyjnego miałam cotygodniowe wizyty zarówno u onkologa jak i radioterapeuty. Teraz przyjmuję chemię co dwa tygodnie i co dwa tygodnie mam wizytę u onkologa, a przed każdym kolejnym podaniem chemii wykonywane są badania krwi. O badaniach byłam również informowana przez koordynatorkę szybkiej ścieżki onkologicznej. Byłam świadoma skutków ubocznych, ale sposób, w jaki mi przekazywano informacje nie zawsze był właściwy. Na przykład usłyszałam, że radioterapia to będzie dla mnie „sterylizacja” albo, że moje jajniki zostaną „usmażone”.
Mimo to uważam, że personel medyczny, zarówno lekarze jak i technicy czy rejestracja, wszyscy byli bardzo mili. Ja też starałam się odnosić do każdego z szacunkiem i empatią. Po zmianie ośrodka trafiłam na wspaniałych lekarzy. Chirurżka odwiedzała mnie na oddziale, nawet gdy danego dnia obchód pełnił inny lekarz. Cotygodniowe wizyty u radioterapeuty i onkologa również wspominam dobrze. Większość lekarzy odnosiła się do mnie bardzo uprzejmie, zakładam, że po części jest to związane z moim wiekiem. Dbano też o intymność i moje samopoczucie. Przykładowo, za każdym razem, gdy z pielęgniarką zmieniałyśmy stomię, zamykała drzwi do sali, a większość pielęgniarek pytała o moje samopoczucie, ile zjadłam, i motywowały do chodzenia po korytarzu celem poprawienia perystaltyki jelit.
Byłam informowana co jeść, jak jeść, jak zmienić stomię, na co uważać i że imprezę z okazji 30 urodzin powinnam przełożyć na kolejny rok. Jednak, mimo że znałam plan leczenia, to nie wiedziałam masy rzeczy. Na przykład, że nie wszystkim pacjentom wypadają włosy, albo że treść jelitowa z ileostomii nie śmierdzi jak „zwykły” stolec, no chyba, że zje się jajko czy ryby! Nie wiedziałam, że zostaną mi zrobione 3 mikrotatuaże, mające ułatwić ułożenie mojego ciała podczas radioterapii. Nie wiedziałam, że można skorzystać z porady dietetyka w szpitalu. Nikt też nie powiedział mi, że mogę zwrócić się o wsparcie do organizacji pacjentów.
Podczas mojego pobytu w szpitalu kilka razy odwiedził mnie fizjoterapeuta. Nie miałam wizyty u dietetyka (dietetyczka odwiedziła mnie w pierwszym szpitalu, gdzie mnie zdiagnozowano). W szpitalu korzystałam też ze wsparcia psychologa, miałam problem z jedzeniem i podano mi żywienie pozajelitowe co było deprymujące. Również we własnym zakresie skorzystałam ze wsparcia onkopsycholożki, które było szalenie pomocne. Myślę, że dzięki spotkaniom z nią lepiej sobie radzę z tym jak inni reagują na moją chorobę (fakt, że nie wypadły mi włosy ma świadczyć o tym, że mam „lepszego” raka), odnalazłam się w roli pacjenta, nauczyłam się pozwalać by inni mi pomagali, ale też prosić o pomoc.
Z perspektywy czasu widzę, że w opiece nad pacjentem, ale też dla przebiegu procesu leczenia bardzo ważna jest właśnie empatia, zainteresowanie ze strony pielęgniarek i rozmowa – nawet najkrótsza. To pielęgniarki, a nie lekarze mają największy kontakt z pacjentem. Na jednym z oddziałów widziałam biblioteczkę, powinny znajdować się one albo na każdym oddziale, albo w szpitalu powinna być ogólna biblioteka. Fajnie by było, gdyby były świetlice szpitalne (pokoje spotkań pacjentów), gdzie można by było zagrać w grę albo po prostu posiedzieć i porozmawiać, bo sale szpitalne są smutne.
W trakcie terapii były trudne momenty. Z najtrudniejszych zostały mi w pamięci problemy z jedzeniem przed operacją i ciągła presja otoczenia, abym jadła coraz więcej. Później pogodzenie się z tym, że jestem bezpłodna, że mam stomię i że pojawiły się przerzuty. Dostając informację o tym, że czeka mnie kolejna chemia popłakałam się w gabinecie lekarza, pocieszył mnie jednak, że warto leczyć się dalej i że plan na mnie jest taki, że mnie wyleczą. To były bardzo miłe słowa. No i bardzo trudne jest ciągłe czekanie. Czekanie w poradni, czekanie na chemię, czekanie na wyniki badań. Ta choroba to ciągłe czekanie i niepewność.
Początki choroby były ciężkie, ale jest coraz lepiej. Nie wiem czy do końca się odnalazłam, ponieważ przebywam na świadczeniu rehabilitacyjnym i nie pracuję, trochę się nudzę i brakuje mi zajęcia, a jednocześnie nie odpoczywam. Ciężko mi się przystosować do tego, że mam stomię, że lepiej się czuję jak widzę toaletę w zasięgu wzroku, albo że czasami woreczek przecieknie. Jestem słabsza, mam chemobrain, to tzw. zjawisko mózgu po chemii, czyli zespół łagodnych zaburzeń poznawczych, przechodzę menopauzę i strasznie sapię, gdy chodzę. Ciężko jest mi też przyzwyczaić się do napadów gorąca i boję się jak będzie w lecie.
Przez ten cały czas staram się zachowywać pogodę ducha. Miałam i mam najlepsze wsparcie jakie sobie mogę wyobrazić ze strony rodziców i przyjaciół – nie mam praktycznie czasu smucić się. Moi najbliżsi codziennie byli u mnie w szpitalu, prawie codziennie ktoś z rodziny przychodził by, czekać ze mną na radioterapię. Wszyscy pilnowali, żebym dobrze jadła i przyjmowała dużo białka. Pozwalali mi się wypłakać, podnosili na duchu, googlowali najlepsze ośrodki celem zabezpieczenia płodności. Myślę, że nie byłabym w tak dobrej formie psychicznej jak jestem, gdyby nie wsparcie mamy, siostry, partnera oraz przyjaciół.
Nie znaczy to, że nie zdarzają się dni, kiedy płaczę pod prysznicem i zastanawiam się dlaczego ja, dlaczego tak młodo, dlaczego tak dużo straciłam, ale potem myślę o tym, żeby skupić się na leczeniu i pozbyciu się tego „dziadostwa” raz na zawsze.
Od razu po diagnozie udałam się na wizytę do dietetyczki i bardzo uważałam na to co jem. Starałam się codziennie wychodzić na dwór, być dla siebie łagodniejsza, nie wymagać tyle od siebie. Zmieniły się też moje relacje z niektórymi osobami, część osób stała się moimi nowymi przyjaciółmi, a część może nie tyle przestała nimi być, co nasze relacje uległy zmianie. Staram się też głośno mówić o mojej chorobie, prowadzę profil na Instagramie @prawoipolityka, który troszkę zmienił swoją tematykę i stał się teraz miejscem, gdzie mówię o swojej chorobie i zachęcam do badań profilaktycznych.
Twoja historia
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią napisz do nas.

Historia Aleksandry
Na imię mam Aleksandra. Na raka odbytnicy zachorowałam mając 29 lat. Przed diagnozą schudłam około 5 kg, ale założyłam, że jest to efekt odstawienia białego pieczywa, które ponoć jest niezdrowe. Pierwszym oczywistym znakiem, że dzieje się coś złego, było pojawienie się krwi w stolcu. To był maj 2024 roku. Ponieważ krew przy wypróżnianiu pojawiała się… Czytaj więcej Historia Aleksandry

Historia Eweliny
Mam na imię Ewelina i mam 35 lat. W 2019 roku zostałam zdiagnozowana w kierunku guza niezłośliwego mięśnia prostego brzucha (fibromatoza) i przeszłam operację jego usunięcia. Przez rok chodziłam na kontrolne USG i tomografię – ich wyniki były dobre. W maju 2020 roku miałam kolejne kontrolne badanie tomograficzne, które nie wykazało niczego niepokojącego. Na przełomie… Czytaj więcej Historia Eweliny

Historia Mateusza
Mam na imię Mateusz i moja historia, związana z rakiem jelita grubego, zaczęła się w ostatnich dniach 2021 roku i składa się z wyjątkowych zbiegów okoliczności oraz szokującego zakończenia. Objawy zwiastujące nadchodzące kłopoty były, jak na ten nowotwór, bardzo niespecyficzne. W trakcie świąt Bożego Narodzenia pojawiła się gorączka sięgająca 39 st. C. Podejrzewałem COVID-19, więc… Czytaj więcej Historia Mateusza

Historia Aleksandry
Mam na imię Aleksandra, mam 33 lata, jestem lekarką w trakcie rezydentury z pediatrii. Dwa lata temu choroba zaskoczyła mnie na osiem miesięcy przed ukończeniem mojej specjalizacji. Zawsze byłam osobą wysportowaną. Bardzo lubię kolarstwo szosowe, uprawiałam jogę, chodziłam na siłownię. Dbałam też o swoją dietę i regularnie się badałam. Byłam bardzo zdrową, aktywną 31-latką. W… Czytaj więcej Historia Aleksandry

Historia Grzegorza
Trzydzieści lat temu lekarze pierwszego kontaktu nie byli tak skorzy jak obecnie, by od razu podejrzewać chorobę onkologiczną. Dlatego przez kilka lat dokuczające mi krwawienia czy zaburzenia wypróżnień interpretowali jako wynik stresu. Nie protestowałem, bo faktycznie jestem dość nerwowy. Jednak, gdy dolegliwości nie ustępowały, trafiłem wreszcie w 1996 roku do onkologa. Miałem wtedy 36 lat.… Czytaj więcej Historia Grzegorza

Historia Doroty
W momencie, gdy usłyszałam diagnozę, byłam dość młodą osobą. Miałam 36 lat, pracowałam. Mój świat wtedy runął! Bezpośrednim powodem wizyty u lekarza były biegunki, ale tak naprawdę problemy gastryczne miałam odkąd pamiętam. Były to przede wszystkim zaparcia, rzadziej biegunki. Miałam blokadę psychiczną, która związana była z problemem korzystania z toalet w miejscach publicznych czy na… Czytaj więcej Historia Doroty

Historia Weroniki
Moja historia onkologiczna rozpoczyna się w styczniu 2021 roku. Czyli praktycznie „w samym centrum” pandemii COVID-19. Jak to w większości przypadków – o chorobie dowiedziałam się zupełnie przypadkiem. W największym skrócie mówiąc, dość długo zmagałam się z bólem kręgosłupa. Przyczyny bólu przez neurologa oraz lekarza rehabilitacji były niestety bagatelizowane i to niestety doprowadziło do tego,… Czytaj więcej Historia Weroniki

Historia Marzeny
Mam na imię Marzena, mam 45 lat, wspaniałego męża i troje dzieci, najlepszych! Mam też raka, jednego z najgorszych, rzadkiego, bardzo złośliwego, źle rokującego…RDŻ (rak dróg żółciowych). Zawsze byłam szczupła, biegam (mam na koncie kilka półmaratonów) pływam, jeżdżę na rowerze. Nie palę papierosów, ale jestem uzależniona od kawy 🙂 Może brzmi trochę śmiesznie ale całe… Czytaj więcej Historia Marzeny

Historia Ilony
Mam na imię Ilona, za moment kończę 43 lata i od 15-tu lat mieszkam w Anglii. 3 lata temu zdiagnozowano u mnie raka dróg żółciowych, chorobę o której istnieniu nie wiedziałam ani ja, ani nikt z moich bliskich, znajomych, ani kolegów. Moja choroba, jak zresztą u wielu osób, rozwinęła się na długo przed oficjalną diagnozą.… Czytaj więcej Historia Ilony

Historia Magdaleny
Ważne, by nigdy się nie poddawać nawet jak w pewnej chwili wydaje się, że świat zbuntował się przeciwko nam. Mam 38 lat, partnera i poukładane życie prywatne i zawodowe. Od zawsze byłam osobą bardzo aktywną, mimo wielu obowiązków zawodowych znajdowałam czas na hobby jakim jest sport. Lubię ćwiczyć na siłowni i biegać. Obecnie sport traktuję… Czytaj więcej Historia Magdaleny

Historia Bożeny
Przykre skutki kłamstwa Warto być szczerym ze swoim lekarzem. Dość boleśnie przekonała się o tym pani Bożena, która zataiła przed lekarzem, że zaordynowana przez niego kuracja nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. A wszystko dlatego, że panicznie bała się kolonoskopii. Zaczęło się od objawów gastrycznych. Biegunka na przemian z zaparciem, wzdęcia brzucha, gazy. O tych objawach Bożena… Czytaj więcej Historia Bożeny

Historia Anity
Czas przebudzenia Anita od dziesięciu lat zmaga się chorobą Addisona-Biermera, którą potocznie nazywa się anemią złośliwą. To schorzenie autoimmunologiczne objawiające się niedokrwistością wywołaną zaburzeniem wchłaniania witaminy B12. Przez te wszystkie lata była pod opieką hematologa, ale żaden z lekarzy nie wspomniał o tym, że schorzenie istotnie zwiększa ryzyko zachorowania na nowotwory układu pokarmowego. Kobieta regularnie… Czytaj więcej Historia Anity

Historia Barbary
Pani Barbara Fundament pacjentka oddziału onkologicznego Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie opowiada o swoich zmaganiach z chorobą onkologiczną i zachęca do badań profilaktycznych.

Historia Justyny
Justyna – wrzodziejące zapalenie jelita grubego Trudna, ale odpowiedzialna decyzja Wydaje się krucha, jak porcelanowa lalka. Ale to pozory. Ta młoda kobieta dobrze wie na czym polega prawdziwe życie i ile trzeba znieść, aby choroba nie dominowała nad wszystkim, czego się pragnie. Justyna Dziomdziora od dziecka miała problemy z jelitami. Często skarżyła się na ból… Czytaj więcej Historia Justyny

Historia Grażyny
U Pani Grażyny Mołas raka jelita grubego zdiagnozowano w 2021 roku. Miała dwukrotnie pozytywny wynik testu na krew utajony w kale. Zgłosiła się do lekarza POZ i rozpoczęła się jej podróż przez kolejne etapy diagnozy i terapii.

Historia Sandry
Choroba jest częścią mojego życia, ale go nie dominuje Woody Allen powiedział – jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość. No cóż, bywa tak, że nasze spokojne i zaplanowane życie w jednej chwili wywraca się do góry nogami. Nagle stajesz twarzą w twarz z przeciwnikiem, który jest bezwzględny, okrutny i nie… Czytaj więcej Historia Sandry

Historia Janusza
U Pana Janusza Lichtarskiego zdiagnozowano raka jelita grubego, kiedy miał zaledwie 40 lat. Choroba zmieniła jego życie w wielu aspektach. Opowiada o tym jak radzi sobie z wyzwaniami związanymi z chorobą i ile mieniła w jego życiu.

Historia Edwarda
U Pana Edwarda Sosińskiego raka jelita grubego zdiagnozowano w czerwcu 2021 roku. 82-letni wrocławianin opowiada jak wyglądała jego diagnoza, dotychczasowe leczenie i jak radzi sobie z chorobą.

Historia Radka
Mam na imię Radek. Moja historia z rakiem trzustki zaczęła się od wystąpienia objawów żółtaczki mechanicznej, która przeszkadzała mi w trakcie treningów tenisowych. Czułem, że z jakiegoś powodu przegrywam z kolegami, z którymi wcześniej wygrywałem. To właśnie żółtaczka spowodowała, że zgłosiłem się do lekarza, a ten bez zbędnej zwłoki skierował mnie do szpitala na badania.… Czytaj więcej Historia Radka

Historia Ireneusza
Z wielkim smutkiem przyjęliśmy wiadomość o śmierci Ireneusza w grudniu 2021 roku. Nasze wyrazy współczucia i nieustające wsparcie przekazujemy żonie Ireneusza, Beacie. Ireneusz był bardzo aktywny i zaangażowany dzieląc się swoją historia i doświadczeniem w ramach współpracy z naszą Fundacją, a także z Digestive Cancers Europe (DiCE). Mimo pogarszającego się stanu zdrowia sam motywował innych,… Czytaj więcej Historia Ireneusza

Historia Roberta
Ważne jest, aby wierzyć w zwycięstwo Robert Mam 46 lat, cudowną rodzinę i poukładane życie. Jestem człowiekiem aktywnym – biegam, gram w tenisa. Nie jestem otyły. Uważam, że w tym wieku każdy mężczyzna powinien zainteresować się swoim zdrowiem, zrobić badania, aby mieć pewność, że nic złego się nie dzieje. Nie miałem żadnych niepokojących objawów. Jem… Czytaj więcej Historia Roberta

Historia Krzysztofa
„Życie to najlepszy nauczyciel pokory i cierpliwości.” Ryzyko zachorowania na raka jelita grubego wzrasta, jeśli tę samą chorobę rozpoznano u krewnego w pierwszej linii (rodzic, rodzeństwo, dziecko). U Krzysztofa zdiagnozowano raka jelita grubego w 2020 roku, kiedy miał 37 lat. Na tę samą chorobę w wieku 42 lat zmarła jego mama. Od kilku lat… Czytaj więcej Historia Krzysztofa

Historia Tomasza
Rak jelita grubego jest nowotworem podstępnym. Nie daje objawów, a jeśli już, to są one niejednoznaczne i często mylnie diagnozowane przez lekarzy. Przekonał się o tym Tomasz, który zachorował na raka jelita grubego w młodym wieku i dla niego zupełnie nieoczekiwanie. Zdiagnozowanie nowotworu w przypadku Tomasza było zupełnym przypadkiem. Przedłużające się zatrucie pokarmowe skłoniło go… Czytaj więcej Historia Tomasza

Historia Wiesława
Rak jelita grubego to jeden z bardziej podstępnych nowotworów, który rozwija się przez długi czas nie dając żadnych objawów. Tak było w przypadku bohatera tej historii, który dowiedział się o chorobie podczas rutynowych badań. Wiesław zgłosił się do lekarza w 2017, by wykonać badania kontrolne. Z uwagi na to, że ukończył 50. rok życia lekarka… Czytaj więcej Historia Wiesława

Historia Kasi
Kasia odeszła 11 czerwca 2023r. w wieku 42 lat, po 9 latach od diagnozy raka trzustki. Kasia będzie żyć dalej w naszej pamięci i sercach. Jest symbolem niezłomności i radości życia. Dziękujemy za to, że pomagałaś nam w dawaniu nadziei innym i w Twoje zaangażowanie w nasze krajowe i międzynarodowe projekty. Spoczywaj w pokoju. Nazywam… Czytaj więcej Historia Kasi

Historia Patrycji
Zawsze chciałam schudnąć, lecz tym razem chciałam zrobić to dobrze i mądrze. Skonsultowałam się więc z lekarką, która zleciła badania kontrolne, w tym USG jamy brzusznej. Była środa, druga połowa lipca, moja przyjaciółka za 2 i pół tygodnia wychodziła za mąż i to miał być jeden z najradośniejszych miesięcy ostatnich lat. Ale… podczas badania okazało… Czytaj więcej Historia Patrycji

Historia Barbary
„Nikt z nas nie spodziewa się, że to właśnie ktoś z nas pewnego dnia zachoruje na raka. Bez względu na to, co pokazują statystyki chorób nowotworowych, bardzo mało osób bierze pod uwagę, że te liczby mogą odnieść się do ich osobistej sytuacji. Muszę przyznać, że tak było i w moim przypadku. Kiedy w listopadzie 2006… Czytaj więcej Historia Barbary