Historia Anity

20220722 195528

Historia Anity

Nie zamierzałam się poddać – mówi wprost. – Wyznaczyłam sobie różne zadania i podeszłam do tematu projektowo. Wizyta u chirurga, przyjęcie chemioterapii, operacja i tak dalej. Konsekwentnie realizowałam kolejne zadania. Myślę, że takie podejście do ciężkiej choroby jest najlepsze, bo wtedy koncentrujemy się na „zaliczeniu” kolejnego etapu i nie tracimy energii na rozpamiętywanie przeszłości, przyszłości czy zadawanie pytania – dlaczego mnie to spotkało.

Czas przebudzenia

Anita od dziesięciu lat zmaga się chorobą Addisona-Biermera, którą potocznie nazywa się anemią złośliwą. To schorzenie autoimmunologiczne objawiające się niedokrwistością wywołaną zaburzeniem wchłaniania witaminy B12. Przez te wszystkie lata była pod opieką hematologa, ale żaden z lekarzy nie wspomniał o tym, że schorzenie istotnie zwiększa ryzyko zachorowania na nowotwory układu pokarmowego.

Kobieta regularnie robiła badania, które pozwalały ocenić stan jej krwi. Podczas jednej z wizyt przypadkowo trafiła do lekarza, który okazał duże zainteresowanie jej stanem zdrowia. To właśnie wtedy pierwszy raz usłyszała, że jej podstawowa choroba zwiększa ryzyko zachorowania na raka żołądka i jelit. Specjalista bez namysłu wystawił skierowanie na wykonania kontrolnej gastroskopii.

– Nie miałam żadnych niepokojących objawów, nic mi nie dolegało – wspomina Anita. – Czułam się zdrowa, ale – zgodnie z zaleceniem lekarza – w marcu 2022 roku zrobiłam gastroskopię. Już w trakcie badania lekarz powiedział, że widzi guz wielkości 2 centymetrów i, że jego zdaniem, nie wygląda to dobrze. Po miesiącu odebrałam wyniki. Diagnoza – nowotwór żołądka.

Liczy się czas

– Kiedy zdałam sobie sprawę, że jestem poważnie chora wpadłam w rozpacz – mówi Anita. – Płakałam, czułam się bezradna. W naszej rodzinie nikt nie chorował na nowotwór, więc nie wiedziałam, gdzie szukać pomocy. Na szczęście dość szybko się pozbierałam. Razem z mężem uruchomiliśmy wszystkie możliwe kontakty. Polecono nam kilka miejsc, ale najwięcej dobrych opinii padło pod adresem klinik onkologicznych Lux Med, które mają podpisane umowy z NFZ. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Po wyrobieniu karty DILO trafiłam do chirurga, który poinformował mnie, że konieczna będzie całkowita resekcja żołądka.

Trzy tygodnie po pierwszej wizycie u chirurga Anita przyjęła pierwszą chemię. Aktualny standard leczenia zaawansowanego raka żołądka obejmuje stosowanie okołooperacyjnej (w tym przedoperacyjnej) chemioterapii w schemacie określanym skrótem FLOT (podawane są 4 cykle chemioterapii przed leczeniem operacyjnym i 4 cykle po leczeniu operacyjnym). Taką właśnie terapię zaproponowano Anicie.

– Źle znosiłam chemioterapię przedoperacyjną – mówi Anita. – Było ciężko. Czułam się fatalnie, zwłaszcza po dwóch pierwszych dawkach. Dręczyły mnie wymioty, biegunka, wypadły mi włosy. Kolejne dwie chemioterapie przedoperacyjne zniosłam lepiej. Mogłam nawet trochę popracować. Jednak z chemioterapią po operacji już nie poszło tak gładko, ale udało się przetrwać.

Ogarnąć ten projekt

Anita jest typem zadaniowca. Łatwo się nie poddaje. Kiedy uporała się ze strachem i rozpaczą po diagnozie, przystąpiła do działania. Wszystko przemyślała i poukładała zadania.

– Nie zamierzałam się poddać – mówi wprost. – Wyznaczyłam sobie różne zadania i podeszłam do tematu projektowo. Wizyta u chirurga, przyjęcie chemioterapii, operacja i tak dalej. Konsekwentnie realizowałam kolejne zadania. Myślę, że takie podejście do ciężkiej choroby jest najlepsze, bo wtedy koncentrujemy się na „zaliczeniu” kolejnego etapu i nie tracimy energii na rozpamiętywanie przeszłości, przyszłości czy zadawanie pytania – dlaczego mnie to spotkało.

Rak żołądka to nowotwór operacyjny. Rzadko poddaje się chemioterapii, ale podaje się ją aby zapobiec przerzutom. Anita przyjęła chemioterapie przedoperacyjna, przeszła operacje usunięcia żołądka.

– Po operacji lekarze przeprowadzili bardzo dokładne badania histopatologiczne – opowiada. – I co się okazało? W 40. pobranych wycinkach nie znaleźli komórek nowotworowych. Chemioterapia zadziałała, co – podobno – zdarza się u niewielkiego odsetka pacjentów. Ja miałam to szczęście. W mojej głowie pojawiła się wtedy myśl, że może nie będę musiała przyjmować chemii po operacji. Opiekująca się mną lekarka, po konsultacji z innymi onkologami uznała jednak, że należy kontynuować leczenie. Tak się stało. Przyznam, że psychicznie była to dla mnie trudna sytuacja. Fizycznie też nie było łatwo, bo zdarzało się, że przyjmowałam kolejną dawkę chemii, a jeszcze odczuwałam skutki uboczne poprzedniej.

Życie bez żołądka

– Wiele osób pyta mnie, jak się żyje bez żołądka? Kiedy lekarz powiedział mi, że konieczne jest usunięcie żołądka myślałam, że do końca życia będę podłączona do jakiś rurek, urządzeń. Ale prawda jest taka, że żyje się prawie normalnie. Mam pewne ograniczenia dietetyczne. Nie powinnam jeść niektórych rzeczy, ale moje jelita jak na razie dobrze sobie radzą z każdym rodzajem pożywienia. Jedyna różnica, którą odczuwam, jest związana z przełykaniem potraw i ich przemieszczaniem się przez układ pokarmowy. Mój przełyk jest połączony bezpośrednio z jelitem. Nie ma „worka” (żołądka), do którego wpada jedzenie, a więc czuję jak ono wędruje przez organizm. To niezbyt miłe doznanie. Oczywiście uczę się trochę inaczej jeść, aby uwolnić się od tego uczucia. Dlatego każdy kęs bardzo starannie rozgryzam. Nie ma mowy o jedzeniu w pośpiechu czy tzw. złapaniu czegoś na ząb. Pospieszne jedzenie, w moim przypadku, prowokuje wymioty. Krótko mówiąc – stosuję dietę lekkostrawną, warzywa jem zwykle gotowane lub pieczone, ale mogę sobie też pozwolić na odrobinę lekko obsmażonego mięsa.

Wrzuciłam na luz

Doświadczenia ostatnich miesięcy i zmaganie się z chorobą nowotworową bardzo odmieniły Anitę. Zmieniły się jej priorytety, zweryfikowały się poglądy na wiele spraw.

– Zawsze miałam problem z akceptacją swojego ciała – wyznaje Anita. – Przez 40 lat go nie akceptowałam, bo ciągle nie spełniało ono moich oczekiwań. Ale choroba radykalnie wyleczyła mnie z takich myśli. Pokochałam swoje ciało, bo widziałam jak dzielnie walczy, jak stara się  znieść wszystkie trudy, na jakie było wystawione.

Już na początku chorowania uświadomiłam sobie, że mój stan psychiczny będzie miał kluczowy wpływ na to, jak przejdę chorobę. Postanowiłam działać autoterapeutycznie. Zaczęłam zapisywać swoje przemyślenia. Wiedziałam, że muszę zadbać o swoją głowę, nie dopuszczać złych myśli. Nigdy nie zadałam sobie pytania – dlaczego ja? No cóż, trzeba przyjąć do wiadomości, że jednego dnia jesteśmy zdrowi, a drugiego możemy się rozchorować. Nie ma w tym żadnej kary, żadnej winy. Tak po prostu jest, że nasze ciało jest narażone na tysiące zagrożeń, co może spowodować jakąś chorobę.

Osobowość Anity, ale i jej podejście do choroby sprawiły, że nigdy nie miała problemu z mówieniem o swojej chorobie. Nie ukrywała jej ani przed bliskimi, ani przed znajomymi. A nawet więcej. Swoimi przemyśleniami dzieliła się też na LinkedIn.

Czas przebudzenia

– Otwarte mówienie o chorobie, wbrew pozorom, dodaje sił – mówi Anita. – Ukrywanie prawdy niczemu nie służy. Nie wyobrażałam sobie, żeby taić przed kimkolwiek swoją chorobę. Postanowiłam skupić się na zdrowieniu, a nie na chorowaniu. Po trzech miesiącach chorowania zdecydowałam się pierwszy raz napisać o sobie na LinkedIn. Mój wpis przeczytało pół miliona osób, często obcych. Dziękowano mi za to, że staram się odczarować choroby nowotworowe. Niektórzy przyznawali się do tego, że nigdy nie przyznali się np. w pracy do swojej choroby, że ukrywali ją przed rodziną. Ja położyłam karty na stół, co jak sądzę, uzdrowiło sytuację, oswoiło znajomych i nieznajomych z chorobą nowotworową. Tak postępowałam od początku. Zresztą jedną z pierwszych osób, które dowiedziały się, że mam raka był mój szef. Nie chciałam, aby snuto domysły na temat mojej nieobecności w pracy.

– Chorowanie było totalną rewolucją w moim życiu – dodaje. – Zmienił się mój stosunek do własnego ciała. Zmieniło się moje myślenie na temat czym jest zdrowie, czym jest choroba, co w życiu jest ważne. Zdałam sobie sprawę z tego, jak wiele mogę znieść i jak dobrze sobie poradzić z trudnymi wyzwaniami. Przetrwałam 6 miesięcy z chemioterapią, straciłam żołądek, ale rewolucja jaka dokonała się w mojej głowie jest bezcenna. Krótko mówiąc, odpuściłam sobie sprawy, rzeczy, które dręczyły mnie latami. Uwolniłam się od nich i to jest ogromna korzyść dla mnie.

Z własnego doświadczenia wiem, że wiele osób nie potrafi się zachować w obecności osoby chorującej na nowotwór. Niektórzy uważają, że trzeba się silić na szukanie szczególnych słów, aby z kimś takim rozmawiać. Nie ma takiej potrzeby. Wystarczy choremu dać znać, że jesteśmy obok, że może na nas liczyć. Aby wesprzeć chorego nie są potrzebne fajerwerki. Wystarczy być.

Może nie wszyscy w to uwierzą, ale choroba „wyleczyła” mnie z wielu schematów. Kiedyś nie poszłabym do sklepu w dresie, bo przecież trzeba jakoś wyglądać. Teraz moje przekonania całkowicie się zmieniły. W szpitalu wszyscy chodzą po korytarzu z łysą głową i w wygodnej piżamie. Dziś ważne jest dla mnie to, co sama o sobie myślę, a nie to, jak ocenią mnie inni. Zweryfikowałam swoje postrzeganie świata, pracy, tzw. obowiązków. Wyzdrowiałam, pokonałam chorobę nowotworową. Nie było łatwo, ale wszystkim, których też może to spotkać, chciałabym powiedzieć, że w procesie leczenia i zdrowienia niezwykle ważna jest kondycja psychiczna. Zapisywałam myśli, które przychodziły mi do głowy. Gdy były zapisane mogłam na nie spojrzeć z innej perspektywy i np. stwierdzić, że nie chce tak myśleć. To pomagało mi budować silną psychikę, która jest niezbędna w walce z chorobą nowotworową. Nie myślę o tym, co będę robiła za 10 lat. Staram się myśleć o tym, jak miło spędzić chwile z córką, jak wykorzystać każdy dzień i jak czerpać z tego radość.

Twoja historia

Jeśli chcesz podzielić się swoją historią napisz do nas.

Skontaktuj się z nami.

Możesz nas obserwować na naszych kanałach w mediach społecznościowych

Szukaj

Porozmawiaj z innymi pacjentami

Rozmowa z innymi pacjentami może być bardzo pomocna. Rozmawiając z innymi osobami zmagającymi się z podobnymi problemami możesz uzyskać poradę lub po prostu poczuć ulgę.

Znajdź innych pacjentów poprzez naszą stronę na Facebook'u