Historia Mateusza
Historia Mateusza
O swojej chorobie poinformowałem pracodawcę. Do lekarza jeździłem praktycznie co drugi dzień, nie dałoby się tego ukryć. Otrzymałem od szefów i współpracowników olbrzymie wsparcie. Natomiast największą podporą w trakcie całego okresu diagnozy była moja żona.
Mam na imię Mateusz i moja historia, związana z rakiem jelita grubego, zaczęła się w ostatnich dniach 2021 roku i składa się z wyjątkowych zbiegów okoliczności oraz szokującego zakończenia.
Objawy zwiastujące nadchodzące kłopoty były, jak na ten nowotwór, bardzo niespecyficzne. W trakcie świąt Bożego Narodzenia pojawiła się gorączka sięgająca 39 st. C. Podejrzewałem COVID-19, więc zrobiłem test, ale wyszedł negatywny. Lekarz stwierdził, że to przeziębienie i zalecił zwykłe leczenie, które okazało się całkiem skuteczne.
Niestety, po dwóch tygodniach zacząłem odczuwać osłabienie, pojawiły się nocne poty. W ciągu 2-3 tygodni schudłem prawie 10 kg, bo straciłem apetyt, zacząłem też znowu gorączkować.
Tym razem w przychodni przyjął mnie bardzo młody lekarz, Igor Kopczyński, który stwierdził, że takie nietypowe objawy wymagają porządnej diagnostyki. Wśród wielu badań, które zlecił, znalazła się również kolonoskopia. I o ile wyniki większości z nich były w normie, to kolonoskopia, którą wykonałem w pierwszych dniach lutego 2022 roku nie wypadła dobrze. Jej opis wskazywał na nowotwór jelita grubego, umiejscowiony w esicy, mający szacunkowo 10 cm długości i zajmujący 3/4 obwodu. Miałem 36 lat.
Specjalista wykonujący badanie powiedział, że tak duży guz może doprowadzić do niedrożności jelit. Powinienem więc natychmiast mieć wystawioną kartę DiLO, by jak najszybciej trafić do onkologa i na stół operacyjny.
Pierwszymi myślami, które pojawiły się po usłyszeniu diagnozy była irytacja i wyczucie pewnej ironii, smutnego żartu. Moja reakcja na diagnozę nie była może typowa, ale to dlatego, że 10 lat wcześniej, w 2012 roku byłem operowany z powodu glejaka niskiego stopnia. Przez kolejne lata miałem z tyłu głowy świadomość, że może dojść do jego wznowy i myślałem, że jeżeli umrę, to właśnie z powodu glejaka – tymczasem znowu przyszło mi mierzyć się z bardzo silnym przeciwnikiem. Jednak te wcześniejsze doświadczenia z glejakiem sprawiły, że wiedziałem, że mogę sobie poradzić z chorobą, ale muszę zacząć działać.
Znalazłem w okolicy świetnego profesora i od razu umówiłem się do niego na wizytę. Skierował mnie do szpitala uniwersyteckiego, gdzie wykonano mi pełną diagnostykę. Po otrzymaniu wyników okazało się, że moja sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana, niż sądziłem. Badanie tomograficzne wykazało bowiem, że mam zmiany nie tylko w jelicie, ale też w płucach, węzłach chłonnych klatki piersiowej oraz w wątrobie. Opis jasno wskazywał, że są one przerzutami raka jelita grubego. Mimo, że nie do końca wtedy wiedziałem, co to dla mnie oznacza, to miałem świadomość, że sprawa bardzo się skomplikowała. Nadal jednak uważałem, że wszystkie te zmiany da się usunąć.
O swojej chorobie poinformowałem pracodawcę. Do lekarza jeździłem praktycznie co drugi dzień, nie dałoby się tego ukryć. Otrzymałem od szefów i współpracowników olbrzymie wsparcie. Natomiast największą podporą w trakcie całego okresu diagnozy była moja żona, która od początku do końca niezmiennie powtarzała – „wyjdziesz z tego”.
Pierwszy chirurg, z którym rozmawiałem utwierdził mnie w tym przekonaniu, mówiąc, że mam dwie opcje leczenia – albo operacja i chemia albo chemia i operacja. Dostałem skierowanie na operację, zwołano także konsylium, które miało zebrać się po kilku dniach.
W tym czasie sam zacząłem szukać informacji na temat leczenia. W Internecie zostałem zbombardowany informacjami krzyczącymi „masz X % szans na przeżycie kolejnych 5 lat”, gdzie X z reguły nie było dużymi liczbami, niekiedy wręcz jednocyfrowymi. Rozumiem potrzebę zbierania takich informacji, jednak jako pacjentowi onkologicznemu, przede wszystkim zależało mi na zdobyciu informacji na temat możliwości dalszego leczenia oraz poprawieniu swojego stanu i ogólnych rokowań. Zamiast tego nieustannie przypominano mi, w jak kiepskiej sytuacji się znajduję (niejednokrotnie powołując się na przedawnione dane i statystyki, nie uwzględniające obecnego rozwoju medycyny) – nie podając jednocześnie konkretnych rozwiązań. Bardzo brakowało mi w Internecie miejsca bezpiecznego, w którym mógłbym zagłębić się w detale mojej choroby oraz zgłębić możliwości leczenia bez tego wszechobecnego negatywizmu. Teraz wiem, że podobną misję ma m.in. portal EuropaColon Polska, ale na tę stronę trafiłem dość późno.
W trakcie tych poszukiwań żona wrzuciła opis moich przerzutów w płucach w wyszukiwarkę. Okazało się, że ich opis jest typowy dla zmian występujących w przebiegu sarkoidozy. Pomyślałem, że to kolejna poważna choroba, ale „lepsza” niż przerzuty i warto o tym porozmawiać w trakcie czekającego mnie konsylium.
O tym, jak ono wygląda, przeczytałem w ulotkach szpitalnych – miała być grupa lekarzy, którzy wszystko mi wytłumaczą, miał być też psycholog, by w razie potrzeby udzielić mi wsparcia – jednym słowem zapowiadało się bardzo dobrze. Ze swojej strony przygotowałem sobie listę pytań i wątpliwości, związanych m. in. właśnie z przerzutami.
Rzeczywistość jednak nie miała niestety nic wspólnego z ulotką. W ciągu 15 minut, które spędziłem na korytarzu w oczekiwaniu na swoją kolej, konsylium przyjęło 4 pacjentów. Gdy wszedłem ja, w sali siedziało 4 lekarzy (choć tego, który mnie do tej pory prowadził nie było) i kilku studentów. Powiedziano mi, że mam raka jelita grubego z rozsiewem do płuc i wątroby, zlecono leczenie systemowe i przekazanie bloczków z próbkami nowotworu na badanie genetyczne. Gdy zapytałem, co z operacją, na którą od trzech dni mam skierowanie, usłyszałem od lekarza, że nie będę jej miał, bo on ma na ten temat inne zdanie. Zapytałem co się stanie, gdy dojdzie do niedrożności? „To wyłonimy panu stomię.” – odpowiedział mi lekarz. Odmówiono mi również operacji usunięcia zmian w wątrobie, mimo że lekarz siedzący na sali zaopiniował, że technicznie pewnie byłoby to możliwe. Moją sugestię, że może warto byłoby pogłębić diagnostykę nietypowych zmian w płucach pod kątem sarkoidozy – odrzucono, bo na sali nie było odpowiedniego specjalisty. Odpowiedzi lekarzy były oschłe, ze strony jednego poczułem wręcz oznaki zniecierpliwienia, jakbym zajmował mu swoimi pytaniami czas. Na miejscu nie było żadnej dyskusji, nie było przedstawienia alternatyw – przyznaję, że moje oczekiwania względem konsylium były zupełnie inne. Teraz wiem, że „źle trafiłem” i to nie jest obowiązujący w Polsce standard, ale moje doświadczenia z konsylium są niestety bardzo negatywne.
To w mojej historii związanej z chorobą był moment krytyczny. Miałem trzydzieści parę lat, wyrobioną pozycję zawodową, przed sobą całe życie. Trwające 6 minut konsylium, bazujące na jednym badaniu obrazowym nie zgodziło się ani na szczegółową diagnostykę ani na (ustaloną już wcześniej!) operację i pozbawiło mnie na samym początku szans na wyleczenie. Z racji swojego zawodu, jestem osobą, która potrafi postawić na swoim, w trudnych sytuacjach jestem dość twardy i odporny – ale gdy wyszedłem z konsylium, byłem po prostu zdruzgotany. Żona mówi, że trzasnąłem drzwiami i zaraz po wyjściu powiedziałem, że nie chcę mieć nic wspólnego z tymi lekarzami i będę szukał ośrodka, w którym podejdą do moich wątpliwości poważnie. Wiedziałem, że będą czekały mnie bardzo trudne decyzje, decyzje, które będę musiał podejmować na podstawie niepewnych informacji, z dziedziny w której w ogóle nie czułem się ekspertem. Przecież nawet odmienna opinia kolejnego lekarza nie daje mi gwarancji, że to jego ścieżka leczenia jest tą właściwą – a stawka, która była na szali to moje życie. Niemniej, miałem świadomość, że jako osoba młoda, wykształcona i ze wsparciem rodziny mam w sobie na tyle siły i zaparcia, by drążyć temat dalej i podważyć niekorzystną (w moim odczuciu) decyzję konsylium. Wielu ludzi nie miało i nie ma takiej możliwości ani samozaparcia, przyjmie z zaufaniem informacje, które usłyszy od lekarza i pogodzi się z tym, że nie ma szans na wyleczenie. Pojawia się jednak pytanie, ilu z nich traci w ten sposób szansę na zdrowie?
Udało mi się skontaktować z dwoma chirurgami (prof. Markiem Doboszem i prof. Łukaszem Dzikim), zajmującymi się operacjami jelita grubego, którzy jak się okazało mieli zupełnie inne zdanie niż lekarze zasiadający w konsylium. Prof. Dobosz obejrzał wszystkie wyniki badań, omówił szczegółowo możliwe opcje postępowania. Dowiedziałem się, że operacja ma sens – nowotwór w jelicie znajduje się w idealnym miejscu, by go usunąć i to najprawdopodobniej bez wyłonienia stomii. Ustaliliśmy termin operacji i zacząłem się do niej przygotowywać, stosując dietę wysokobiałkową. Rozcięto mnie od pępka w dół, ale szybki powrót do zdrowia ułatwiała mi fizjoterapia i chęć jak najszybszego opuszczenia szpitala – stosowałem się do wszystkich zaleceń lekarzy, szczególnie dotyczących regularnych ćwiczeń / spacerów. Udało się – operację miałem w poniedziałek, a wypis dostałem już w piątek. Przeczytałem w nim, że w trakcie operacji potwierdzono zmiany w wątrobie.
Gdy po operacji czekałem na rozpoczęcie chemioterapii, przyszedł wynik badania PET. I o ile w jego opisie zmiany w wątrobie nadal przypisywano nowotworowi, to napisano, że zmiany w płucach mogą być spowodowane sarkoidozą. Lekarz opisujący badanie zasugerował wykonanie biopsji, by potwierdzić lub wykluczyć to podejrzenie. Czyżby więc moja żona miała od początku rację?
Pokazałem te wyniki doktor Nowaczyk – mojej onkolog prowadzącej, która postanowiła wykonać sugerowaną biopsję jeszcze przed pierwszą chemią. Panie, które pobierały materiał z obojczyka, znały moją sytuację i wiedziały, że zależy mi na czasie. To było w czwartek.
W poniedziałek zgłosiłem się na chemię schematem paliatywnym, przy czym składnik długouwalniający się podano w formie infuzora, który mogłęm zabrać do domu. We wtorek wróciłem do szpitala na „dolewkę”, ale zostałem z korytarza przekierowany bezpośrednio do mojej doktor. Okazało się, że przyszły wyniki z laboratorium – zmiany w płucach były ziarninowe i wywołane sarkoidozą. To spowodowało, że dr Nowaczyk zrobiła się podejrzliwa również w stosunku do zmian w wątrobie. Skonsultowała się telefonicznie ze specjalistą medycyny nuklearnej, by dowiedzieć się, czy jest możliwe, by i zmiany w wątrobie były spowodowane przez sarkoidozę, a nie przez nowotwór. Okazało się, że odróżnienie tych dwóch rodzajów zmian w badaniach obrazowych może być naprawdę bardzo trudne, nawet przy użyciu tak specjalistycznych badań jak badanie PET. Wizja, że wszystkie te przerzuty są w rzeczywistości zupełnie inną chorobą była dla mnie kompletnie niespodziewana i wręcz bałem się mieć nadzieję, że to może być prawda.
Doktor zdecydowała o natychmiastowym przerwaniu podawania chemii i po wypisaniu nowej karty DILO skierowała mnie na biopsję gruboigłową wątroby. To badanie wykazało, że w wątrobie nie ma komórek nowotworowych, są natomiast komórki ziarniniakowe, wskazujące na sarkoidozę. Po trzech miesiącach „walki”, ogromnym stresie związanym z diagnozą nowotworu rozsianego, nieudanego konsylium, trudnościami z kwalifikacją do operacji oraz świadomością dalszego leczenia paliatywnego, zostałem przy pomocy jednego badania przekwalifikowany na stadium II – bez konieczności dalszego leczenia, nawet uzupełniającego. Dostałem drugą szansę i choć zabrzmi to dziwacznie, to dzień, w którym dowiedziałem się, że mam „sarkoidozę wielonarządową” jest jednym z najszczęśliwszych w moim życiu.
Obecnie jestem w zasadzie zdrowy – w pełni sprawny i aktywny zawodowo, o raku jelita grubego przypomina mi jedynie blizna i kontrolne badania. Sarkoidoza, która przecież też jest poważną chorobą, również obchodzi się ze mną łagodnie. W trakcie dalszych badań (prywatnie, w programie badamygeny.pl) okazało się natomiast, że mam zespół Lyncha i jestem podatny na niektóre nowotwory, więc tak naprawdę nie wiadomo, kiedy znowu usłyszę diagnozę onkologiczną.
Jeszcze na etapie diagnozy, tuż po tym nieszczęsnym konsylium, trafiłem na Facebooku na grupę wsparcia raka jelita grubego i to zmieniło moje spojrzenie na chorobę i upewniło mnie, że dodatkowe konsultacje w przypadku wątpliwości mają sens. Jej członkowie traktowali raka jako coś normalnego, wiedzieli co czuję, rozumieli z czym się mierzę, dali nadzieję, że mimo zaawansowania choroby może mi się udać. Gdy okazało się, że jednak mój rak wcale nie daje przerzutów i właściwie jestem zdrowy, razem przeżywaliśmy szok i radość.
Przyznam się, że szybko stałem się bardzo aktywnym członkiem grupy, a od półtora roku jestem jej adminem. Mam wykształcenie techniczne i dobrą znajomość języka angielskiego, co ułatwia mi znalezienie i zrozumienie rekomendacji i wytycznych związanych z rakiem jelita grubego, jak i najnowszych dostępnych leków oraz interesujących badań klinicznych. Mogę więc niekiedy doradzić, do którego lekarza czy ośrodka najlepiej zwrócić się o pomoc, jakie są dostępne opcje i metody leczenia – i robię to nie tylko ja, jest nas na grupie już kilka tysięcy, z czego wiele osób to doświadczeni w chorobie ludzie, których porady są niekiedy bezcenne. Sam jestem dwa i pół roku po zakończeniu leczenia, od czasu do czasu chodzę tylko na kontrole i mógłbym przestać się udzielać w grupie, ale wierzę, że dzięki mojej aktywności ktoś poczuje się tak podniesiony na duchu, jak ja, gdy pierwszy raz do niej wszedłem.
Jednak każdy kij ma dwa końce. I na Facebooku są też grupy, które szerzą informacje niebezpieczne dla pacjentów, m.in. bardzo zmanipulowane informacje na temat leczenia konwencjonalnego, czy też promowanie metod alternatywnych – nierzadko przez osoby, które w ten sposób zarabiają na zagubionych pacjentach. Szukając pomocy w sieci trzeba być bardzo wyczulonym i uważnym, by nie dać się sprowadzić na manowce. Dlatego bezpieczniej jest wchodzić na grupy tematyczne, gdzie są ludzie zmagający się z daną jednostką chorobową, którzy dzielą się wiedzą zdobytą w trakcie swojego procesu leczenia. Z reguły tacy ludzie nie chcą zastępować specjalistów, ale mogą wskazać, z jakim lekarzem w danej sytuacji najlepiej rozmawiać, do którego ośrodka się zgłosić i o jaki zabieg/terapię się dopytać.
Gdybym nie szukał pomocy gdzie indziej, to sam nie wiem, czy byśmy teraz rozmawiali. Bez operacji mój nowotwór (który jak się okazało był dopiero w drugim stadium) rozwijałby się dalej i w końcu faktycznie doprowadził do rozsiewu choroby. Wcześniej mogłoby dojść do zamknięcia światła jelita i wtedy, w najlepszym przypadku skończyłbym ze stomią, a w najgorszym zmarłbym na skutek powikłań.
Jednak ja bardzo nie chciałem umierać. Lubię żyć, to takie moje „hobby”. Udało się, bo po pierwszych niepowodzeniach wreszcie trafiłem w dobre ręce.
Twoja historia
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią napisz do nas.
Historia Mateusza
Mam na imię Mateusz i moja historia, związana z rakiem jelita grubego, zaczęła się w ostatnich dniach 2021 roku i składa się z wyjątkowych zbiegów okoliczności oraz szokującego zakończenia. Objawy zwiastujące nadchodzące kłopoty były, jak na ten nowotwór, bardzo niespecyficzne. W trakcie świąt Bożego Narodzenia pojawiła się gorączka sięgająca 39 st. C. Podejrzewałem COVID-19, więc… Czytaj więcej Historia Mateusza
Historia Aleksandry
Mam na imię Aleksandra, mam 33 lata, jestem lekarką w trakcie rezydentury z pediatrii. Dwa lata temu choroba zaskoczyła mnie na osiem miesięcy przed ukończeniem mojej specjalizacji. Zawsze byłam osobą wysportowaną. Bardzo lubię kolarstwo szosowe, uprawiałam jogę, chodziłam na siłownię. Dbałam też o swoją dietę i regularnie się badałam. Byłam bardzo zdrową, aktywną 31-latką. W… Czytaj więcej Historia Aleksandry
Historia Grzegorza
Trzydzieści lat temu lekarze pierwszego kontaktu nie byli tak skorzy jak obecnie, by od razu podejrzewać chorobę onkologiczną. Dlatego przez kilka lat dokuczające mi krwawienia czy zaburzenia wypróżnień interpretowali jako wynik stresu. Nie protestowałem, bo faktycznie jestem dość nerwowy. Jednak, gdy dolegliwości nie ustępowały, trafiłem wreszcie w 1996 roku do onkologa. Miałem wtedy 36 lat.… Czytaj więcej Historia Grzegorza
Historia Doroty
W momencie, gdy usłyszałam diagnozę, byłam dość młodą osobą. Miałam 36 lat, pracowałam. Mój świat wtedy runął! Bezpośrednim powodem wizyty u lekarza były biegunki, ale tak naprawdę problemy gastryczne miałam odkąd pamiętam. Były to przede wszystkim zaparcia, rzadziej biegunki. Miałam blokadę psychiczną, która związana była z problemem korzystania z toalet w miejscach publicznych czy na… Czytaj więcej Historia Doroty
Historia Weroniki
Moja historia onkologiczna rozpoczyna się w styczniu 2021 roku. Czyli praktycznie „w samym centrum” pandemii COVID-19. Jak to w większości przypadków – o chorobie dowiedziałam się zupełnie przypadkiem. W największym skrócie mówiąc, dość długo zmagałam się z bólem kręgosłupa. Przyczyny bólu przez neurologa oraz lekarza rehabilitacji były niestety bagatelizowane i to niestety doprowadziło do tego,… Czytaj więcej Historia Weroniki
Historia Marzeny
Mam na imię Marzena, mam 45 lat, wspaniałego męża i troje dzieci, najlepszych! Mam też raka, jednego z najgorszych, rzadkiego, bardzo złośliwego, źle rokującego…RDŻ (rak dróg żółciowych). Zawsze byłam szczupła, biegam (mam na koncie kilka półmaratonów) pływam, jeżdżę na rowerze. Nie palę papierosów, ale jestem uzależniona od kawy 🙂 Może brzmi trochę śmiesznie ale całe… Czytaj więcej Historia Marzeny
Historia Ilony
Mam na imię Ilona, za moment kończę 43 lata i od 15-tu lat mieszkam w Anglii. 3 lata temu zdiagnozowano u mnie raka dróg żółciowych, chorobę o której istnieniu nie wiedziałam ani ja, ani nikt z moich bliskich, znajomych, ani kolegów. Moja choroba, jak zresztą u wielu osób, rozwinęła się na długo przed oficjalną diagnozą.… Czytaj więcej Historia Ilony
Historia Magdaleny
Ważne, by nigdy się nie poddawać nawet jak w pewnej chwili wydaje się, że świat zbuntował się przeciwko nam. Mam 38 lat, partnera i poukładane życie prywatne i zawodowe. Od zawsze byłam osobą bardzo aktywną, mimo wielu obowiązków zawodowych znajdowałam czas na hobby jakim jest sport. Lubię ćwiczyć na siłowni i biegać. Obecnie sport traktuję… Czytaj więcej Historia Magdaleny
Historia Bożeny
Przykre skutki kłamstwa Warto być szczerym ze swoim lekarzem. Dość boleśnie przekonała się o tym pani Bożena, która zataiła przed lekarzem, że zaordynowana przez niego kuracja nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. A wszystko dlatego, że panicznie bała się kolonoskopii. Zaczęło się od objawów gastrycznych. Biegunka na przemian z zaparciem, wzdęcia brzucha, gazy. O tych objawach Bożena… Czytaj więcej Historia Bożeny
Historia Anity
Czas przebudzenia Anita od dziesięciu lat zmaga się chorobą Addisona-Biermera, którą potocznie nazywa się anemią złośliwą. To schorzenie autoimmunologiczne objawiające się niedokrwistością wywołaną zaburzeniem wchłaniania witaminy B12. Przez te wszystkie lata była pod opieką hematologa, ale żaden z lekarzy nie wspomniał o tym, że schorzenie istotnie zwiększa ryzyko zachorowania na nowotwory układu pokarmowego. Kobieta regularnie… Czytaj więcej Historia Anity
Historia Barbary
Pani Barbara Fundament pacjentka oddziału onkologicznego Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie opowiada o swoich zmaganiach z chorobą onkologiczną i zachęca do badań profilaktycznych.
Historia Justyny
Justyna – wrzodziejące zapalenie jelita grubego Trudna, ale odpowiedzialna decyzja Wydaje się krucha, jak porcelanowa lalka. Ale to pozory. Ta młoda kobieta dobrze wie na czym polega prawdziwe życie i ile trzeba znieść, aby choroba nie dominowała nad wszystkim, czego się pragnie. Justyna Dziomdziora od dziecka miała problemy z jelitami. Często skarżyła się na ból… Czytaj więcej Historia Justyny
Historia Grażyny
U Pani Grażyny Mołas raka jelita grubego zdiagnozowano w 2021 roku. Miała dwukrotnie pozytywny wynik testu na krew utajony w kale. Zgłosiła się do lekarza POZ i rozpoczęła się jej podróż przez kolejne etapy diagnozy i terapii.
Historia Sandry
Choroba jest częścią mojego życia, ale go nie dominuje Woody Allen powiedział – jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość. No cóż, bywa tak, że nasze spokojne i zaplanowane życie w jednej chwili wywraca się do góry nogami. Nagle stajesz twarzą w twarz z przeciwnikiem, który jest bezwzględny, okrutny i nie… Czytaj więcej Historia Sandry
Historia Janusza
U Pana Janusza Lichtarskiego zdiagnozowano raka jelita grubego, kiedy miał zaledwie 40 lat. Choroba zmieniła jego życie w wielu aspektach. Opowiada o tym jak radzi sobie z wyzwaniami związanymi z chorobą i ile mieniła w jego życiu.
Historia Edwarda
U Pana Edwarda Sosińskiego raka jelita grubego zdiagnozowano w czerwcu 2021 roku. 82-letni wrocławianin opowiada jak wyglądała jego diagnoza, dotychczasowe leczenie i jak radzi sobie z chorobą.
Historia Radka
Mam na imię Radek. Moja historia z rakiem trzustki zaczęła się od wystąpienia objawów żółtaczki mechanicznej, która przeszkadzała mi w trakcie treningów tenisowych. Czułem, że z jakiegoś powodu przegrywam z kolegami, z którymi wcześniej wygrywałem. To właśnie żółtaczka spowodowała, że zgłosiłem się do lekarza, a ten bez zbędnej zwłoki skierował mnie do szpitala na badania.… Czytaj więcej Historia Radka
Historia Ireneusza
Z wielkim smutkiem przyjęliśmy wiadomość o śmierci Ireneusza w grudniu 2021 roku. Nasze wyrazy współczucia i nieustające wsparcie przekazujemy żonie Ireneusza, Beacie. Ireneusz był bardzo aktywny i zaangażowany dzieląc się swoją historia i doświadczeniem w ramach współpracy z naszą Fundacją, a także z Digestive Cancers Europe (DiCE). Mimo pogarszającego się stanu zdrowia sam motywował innych,… Czytaj więcej Historia Ireneusza
Historia Roberta
Ważne jest, aby wierzyć w zwycięstwo Robert Mam 46 lat, cudowną rodzinę i poukładane życie. Jestem człowiekiem aktywnym – biegam, gram w tenisa. Nie jestem otyły. Uważam, że w tym wieku każdy mężczyzna powinien zainteresować się swoim zdrowiem, zrobić badania, aby mieć pewność, że nic złego się nie dzieje. Nie miałem żadnych niepokojących objawów. Jem… Czytaj więcej Historia Roberta
Historia Krzysztofa
„Życie to najlepszy nauczyciel pokory i cierpliwości.” Ryzyko zachorowania na raka jelita grubego wzrasta, jeśli tę samą chorobę rozpoznano u krewnego w pierwszej linii (rodzic, rodzeństwo, dziecko). U Krzysztofa zdiagnozowano raka jelita grubego w 2020 roku, kiedy miał 37 lat. Na tę samą chorobę w wieku 42 lat zmarła jego mama. Od kilku lat… Czytaj więcej Historia Krzysztofa
Historia Tomasza
Rak jelita grubego jest nowotworem podstępnym. Nie daje objawów, a jeśli już, to są one niejednoznaczne i często mylnie diagnozowane przez lekarzy. Przekonał się o tym Tomasz, który zachorował na raka jelita grubego w młodym wieku i dla niego zupełnie nieoczekiwanie. Zdiagnozowanie nowotworu w przypadku Tomasza było zupełnym przypadkiem. Przedłużające się zatrucie pokarmowe skłoniło go… Czytaj więcej Historia Tomasza
Historia Wiesława
Rak jelita grubego to jeden z bardziej podstępnych nowotworów, który rozwija się przez długi czas nie dając żadnych objawów. Tak było w przypadku bohatera tej historii, który dowiedział się o chorobie podczas rutynowych badań. Wiesław zgłosił się do lekarza w 2017, by wykonać badania kontrolne. Z uwagi na to, że ukończył 50. rok życia lekarka… Czytaj więcej Historia Wiesława
Historia Kasi
Kasia odeszła 11 czerwca 2023r. w wieku 42 lat, po 9 latach od diagnozy raka trzustki. Kasia będzie żyć dalej w naszej pamięci i sercach. Jest symbolem niezłomności i radości życia. Dziękujemy za to, że pomagałaś nam w dawaniu nadziei innym i w Twoje zaangażowanie w nasze krajowe i międzynarodowe projekty. Spoczywaj w pokoju. Nazywam… Czytaj więcej Historia Kasi
Historia Patrycji
Zawsze chciałam schudnąć, lecz tym razem chciałam zrobić to dobrze i mądrze. Skonsultowałam się więc z lekarką, która zleciła badania kontrolne, w tym USG jamy brzusznej. Była środa, druga połowa lipca, moja przyjaciółka za 2 i pół tygodnia wychodziła za mąż i to miał być jeden z najradośniejszych miesięcy ostatnich lat. Ale… podczas badania okazało… Czytaj więcej Historia Patrycji
Historia Barbary
„Nikt z nas nie spodziewa się, że to właśnie ktoś z nas pewnego dnia zachoruje na raka. Bez względu na to, co pokazują statystyki chorób nowotworowych, bardzo mało osób bierze pod uwagę, że te liczby mogą odnieść się do ich osobistej sytuacji. Muszę przyznać, że tak było i w moim przypadku. Kiedy w listopadzie 2006… Czytaj więcej Historia Barbary